Nowe Kolibki. Opowieść o domu
Bilet na spektakl przyrody
Tekst: Lena Jeziorska
Łatwo zakochać się w niczym niezmąconym pejzażu natury. Znacznie trudniej w miejscu zabudowanym chaotycznie przez człowieka. Zdarza się jednak, że architektura komponuje się z przyrodą w sposób zachwycający. Nie tylko nie zaburza jej naturalnego piękna, lecz doskonale je podkreśla. Istnieje dom nad wodospadem, który od ponad ośmiu dekad pobudza wyobraźnię i rozbudza marzenia wielu. Tym domem jest Fallingwater – doskonale skomponowany z naturą, autorstwa Franka Lloyda Wrighta, prekursora architektury organicznej. Bryła domu jest niepowtarzalna, ale swoją rozrzeźbioną formą może się kojarzyć z kaskadami wodnymi, które często zdobią japońskie ogrody.
Nieodzowną częścią domu Fallingwater i jego żywym, zmiennym bohaterem jest naturalny wodospad. Co fascynujące, architektura tego domu ma bez wątpienia cechy widowni w teatrze. Znakomite miejsca do oglądania spektaklu przyrody znajdują się bowiem w niemal każdym zakątku Fallingwater. Są na wszystkich rozłożystych tarasach i w prywatnej loży, czyli we wnętrzu domu.
Fallingwater powstał jako dom letni dla Edgara J. Kaufmanna, przedsiębiorcy najpewniej obdarzonego wyrafinowanym gustem. Oprócz niego inwestor musiał się wykazać także ogromną cierpliwością i pokaźnymi funduszami. Budowa bowiem nastręczała mnóstwo trudności. Budżet, wysoki już na wstępie, i tak przekroczono niemal pięciokrotnie. Także gotowy dom sprawiał sporo problemów. Wspomnijmy jedynie, że dojmująca wilgoć była prawdopodobnie jedną z najdrobniejszych niedogodności.
Wszystko to nie przysłania jednak wspaniałości domu Fallingwater i geniuszu autora jego projektu. Powstała bowiem architektura jak dzieło sztuki – niepowtarzalna kompozycja, która scala architekturę z przyrodą.
Frank Lloyd Wright już wcześniej był legendą. Tłumy młodych twórców i architektów, zafascynowanych teoriami i projektami Wrighta, pielgrzymowały do jego szkoły i zarazem domu – pracowni Taliesin. Wszyscy oni pragnęli poznać mistrza i z nim pracować.
Lloyd Wright miał więc wielu znakomitych uczniów, którzy kontynuowali jego ideę architektury organicznej. Niektórzy rozwijali ją i spajali ze swoimi pomysłami, osiągając nową jakość. Jednym z nich był Richard Neutra.
Być może natknęliście się na zaprojektowany przez niego dom, oglądając film „Tajemnice Los Angeles”. Albo może widzieliście inny, bodaj najsłynniejszy projekt Lloyda Wrighta na słynnych fotografiach Slima Aaronsa i Juliusa Shulmana.
Pastelowy portret autorstwa Aaronsa, pokazujący pięknych i bogatych nad basenem, a także mistyczny nocny pejzaż z architektonicznym bohaterem sfotografowany przez Shulmana rozsławiły posiadłość w Palm Springs. Dom ten nazywany jest Kaufmann Desert House. Neutra zaprojektował go dla Edgara J. Kaufmanna – tego samego przedsiębiorcy, filantropa i estety, dla którego Frank Lloyd Wright zaprojektował Fallingwater. To jednak temat na inną wielowątkową opowieść.
Wspomniany dom w Palm Springs prowadzi elegancki dialog z krajobrazem i otoczeniem. Poprzez przemyślaną formę – skomponowaną z modernistycznych brył – tworzy prywatną enklawę, a jednocześnie szeroko otwiera się na świat zewnętrzny.
Richard Neutra był prekursorem biorealizmu w architekturze. Doskonale wkomponowywał liczne modernistyczne wille w kalifornijski pejzaż, jednocześnie z wielką wrażliwością wsłuchując się w potrzeby inwestorów. Także bowiem psychologia w podejściu do projektowania była dla Neutry niezwykle istotna.
Bez wątpienia wpłynęła na to jego znajomość z rodziną Freudów. Architekt przyjaźnił się z synem Zygmunta Freuda, ale liczne dysputy prowadził także z twórcą psychoanalizy. Lloyd Wright wyprzedził swoje czasy koncepcją architektury organicznej. Neutra zapisał się na kartach historii architektury wrażliwością na potrzeby człowieka, która znalazła odzwierciedlenie w domach doskonale skomponowanych z otoczeniem. Obaj architekci zrozumieli więc przed innymi, że naturalny kontekst to skarb.
Znakomici architekci współcześni doskonale już rozumieją wartość naturalnego pejzażu i projektując, odczuwają wobec natury ogromną pokorę. Peter Zumthor zawsze stara się zakochać w pejzażu – bo nie chce się przecież skrzywdzić kogoś, kogo się kocha. Álvaro Siza uważa, że architektura powinna w przyrodzie poszukiwać znaków czy też drogowskazów i nimi się kierować. Tworząc swoje cudowne projekty Siza, nie naśladuje jednak przyrody. Uważa, że „architektura nie powinna kopiować tego, co natura czyni znacznie doskonalej”.
Z kolei japoński architekt Tadao Andō stwierdził kiedyś trafnie i zarazem enigmatycznie: „Pożyczamy od natury przestrzeń”. W istocie – owej pożyczki już naturze nie zwrócimy. Architektura otoczona przyrodą zawsze więc powinna szukać z naturą jak najlepszego porozumienia.
Taki doskonały dialog ma miejsce w kompleksie mieszkalnym Nowe Kolibki, który leży w otulinie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Na malowniczej, lecz także pełnej wyzwań działce (z dużymi różnicami w wysokości terenu na czele) powstało kameralne osiedle dwupiętrowych budynków. W efektownej, lecz nieefekciarskiej, niskiej zabudowie z wieloma wysokimi przeszkleniami w naturalnych materiałach wykończeniowych i wielu rozwiązaniach, które niezwykle starannie przemyślano, widać szacunek do przyrody i do potrzeb mieszkańców.
W każdym miejscu osiedla Nowe Kolibki wyczuwalna jest jednocześnie ogromna wrażliwość dewelopera – firmy Invest Komfort – na kontekst, a także wirtuozeria pracowni Roark Studio. W nawiązaniach do bieli wszechobecnej w architekturze Gdyni, w balkonach chroniących przed gdyńskim wiatrem, w komfortowym układzie osiedla i planach poszczególnych mieszkań, w eleganckich, naturalnych materiałach widać dbałość o każdy detal i spójność całości.
Co wspaniałe i godne naśladowania, inwestycja zachowała możliwie najwięcej z zastanego drzewostanu, jednocześnie wzbogacając piękno terenu o mnóstwo nowych nasadzeń. Koncepcja stworzona tu przez pracownię RS Architektura Krajobrazu, w fascynujący i oryginalny sposób spaja różne nawiązania – do piękna japońskich ogrodów i bezpretensjonalnej urody leśnej polany – z komfortem eleganckich parków.
Przestrzeń wewnątrz osiedla wyłączono z ruchu samochodowego. Nie słychać tu więc szumu silników samochodowych, za to słychać szum drzew Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i dochodzący zewsząd śpiew ptaków. Po kilkuminutowym spacerze można też usłyszeć szum morza, ponieważ Nowe Kolibki tylko kilkaset metrów dzieli od plaży.
Na osiedlu mnóstwo jest malowniczych zakątków skąpanych w zieleni, które zachęcają do choćby chwili kontemplacji. Relaksowi sprzyjają też wewnętrzne części wspólne w budynku – sala klubowa z odprężającą muzyką, fitness i sauny. Świetne wnętrza, pełne płynnych form i kojących kolorów, są w inwestycji Nowe Kolibki dziełem pracowni Potearchitekci.
Człowiek łaknie kontaktu z naturą, pragnie jej dobroczynnego wpływu. To często powtarzany truizm, który skrywa jednak nieco głębszą, lecz mało pocieszającą konstatację. Człowiek potrzebuje natury i tęskni do niej, bo brakuje mu z nią kontaktu. A najczęściej ta dojmująca tęsknota wynika z braku czasu.
Architektura zanurzona w zieleni – otoczona nią ze wszystkich stron i otwarta zarówno na przyrodę, jak i na realizację potrzeb człowieka – może dać piękny odpór owej tęsknocie. Może też być najlepszą odpowiedzią na wiele innych bolączek naszych czasów. Nowe Kolibki dają taką właśnie odpowiedź. Oferują mieszkańcom bezterminowy bilet na spektakl przyrody.